Westchnęła
ciężko nakładając przez głowę długą, białą koszulę nocną
i spojrzała w lustro, które dostała od siostry Catheliny na
dwunaste urodziny. Jej policzki wciąż były zarumienione z emocji a
oczy błyszczały jak wtedy gdy czytała pasjonującą przygodową
powieść, od której wprost nie mogła się oderwać i wyobrażała
sobie siebie na miejscu bohaterów. Nawet przed sobą nie potrafiła
ukryć,że nocna potyczka była najciekawszym co ją spotkało od
dłuższego czasu.
— Mierda*
— zaklęła pod nosem uświadamiając sobie,że z tego wszystkiego
zapomniała szpady, która leżała zapewne za beczkami wina, za
którymi ukrywała się wraz z tym nikczemnikiem. Zawsze uważała,że
w tak ciężkich czasach kobieta powinna znać parę sztuczek by móc
się samodzielnie bronić, a tymczasem sama pozbawiła się idealnej
okazji by je odrobinę potrenować. Siostry z pewnością nie byłyby
szczególnie zadowolone z jej poczynań, ale przecież wcale
nie musiałyby o tym wiedzieć. To nie byłby pierwszy raz gdy
zagrała im za nosie.
Z
rozmyślań wyrwał ją szelest dobiegający zza ściany, wprost z
jej sypialni. Marszcząc czoło udałą się więc tam, ale nie
ujrzała niczego podejrzanego. Już myślała,że się przesłyszała
i zamierzała ułożyć się do snu, gdy zza otwartego okna dobiegło
ją ciche dyszenie, skrobanie i ledwo słyszalne przekleństwa.
Angelica mocniej ścisnęła moździerz, ale płomień świecy ani
odrobinę nie zapewnił jej poczucia bezpieczeństwa. Głośno
przełknęła ślinę i zaczęła powoli kierować się w stronę
okna.
Okiennice
były szeroko rozpostarte a w tych ciemnościach nie była w stanie
dostrzec niczego. Hałas nasilał się z każdą sekundą. Serce
tłukło jej się w klatce piersiowej niczym mały koliber gdy
niepewnie i z wahaniem wychyliła się na zewnątrz. Początkowo nie
widziała nic poza cieniem rozłożystego dębu, rosnącego pod
oknem. Jej oczy potrzebowały kilku sekund by przyzwyczaić się do
ciemności na tyle, aby dostrzec w tych mrokach skradające się po
klasztornym murze stworzenie. Było za duże na pająka, ale
zdecydowanie za małe na jakiekolwiek dzikie zwierzę, które
przyszło jej do głowy. Wstrzymała oddech, stworzenie zbliżało
się do okna. Gdy ujrzała męskie palce, przytrzymujące się
parapetu i błysk ostrza w czyichś zębach krzyknęła z
przerażeniem i zacisnęła powieki, z całej siły zatrzaskując
okiennice. A przynajmniej próbowała, bo te odbiły się od czegoś,
po czym z impetem uderzyły w ścianę. Towarzyszyły temu zaskoczony
okrzyk pełny bólu i przekleństwa, których jako dama nie powinna
powtarzać.
—Angélica?
Todo bien?** — dobiegło ją wołanie siostry Anastazji
zza drzwi. Jej pokój znajdował się piętro niżej, więc albo
krążyła korytarzami sprawdzając porządek jak każdego wieczoru
przed położeniem się spać albo hałas był na tyle głośny, by
ją obudzić. Biorąc pod uwagę pózną godzinę Angelica stawiała
raczej na to pierwsze.
— Tak,
coś mi spadło — odparła dziewczyna po
hiszpańsku i jednocześnie ponownie wyjrzała za okno, gotowa by
zobaczyć rozłożonego na ziemi nędznika, który śmiał zakradać
się do jej sypialni.Zamiast tego jej oczom ukazał się ten śmieszny
człowiek, z którym walczyła na placu. Jego ciemne dredy powiewały
na wietrze a w wyszczorzonych zębach błyszczało ostrze noża.
Musiał być niezwykle silny, skoro cały cięzar ciałą utrzymywał
na jednej ręce. Drugą, która miała bliski kontakt z okiennicą,
machał w powietrzu pojękując z bólu. Mimo to gdy ujrzał
dziewczynę, wpatrującą się w niego z rozdziawionymi ustami nie
mógł się nie uśmiechnąć. Intensywność jego niemal czarnych
oczu była niepokojąca, boleśnie uświadomiła jej,że oto
prezentuje się przed nim ubrana jedynie w cieniutką halkę i to
spowodowało jej zmieszanie nawet w większym stopniu niż
zaskoczenie tą niecodzienną sytuacją.Odrzuciła bujne loki na
piersi i skrzyżowała ramiona mając nadzieję, że chociaż tak
uchroni się przed jego natręnym spojrzeniem.
— Co
pan tu robi? — syknęła przez zęby.
— Wiszę
za oknem czekając na ratunek skarbie — odparł
tym samym wypuszczając z ust nóż, ktory z cichym brzękiem opadł
na trawę i wyszczerzył się w uśmiechu gdy na dźwięk słowa
"skarbie" wydęła wargi ze złości.
— Pytam
co pan robi tu, w klasztorze? — uściśliła choć oczywiście
zdawała sobie sprawę, że zrozumiał ją za pierwszym razem.
— To
jest klasztor? — udał zdziwienie — sądziłem,że takie
demoniczne piękności rodzą się jedynie z plugawego łona.
— Mógłby
pan jaśniej? — zapytała Angelica marszcząc brwi w
konsternacji. Gdyby mógł Jack zatarłby teraz ręce z uciechy.
Takiego pytania właśnie od niej oczekiwał.
— Miałem
po prostu nadzieję,że idąc po twoich śladach trafię do domu
uciechy, nie domu bożego kochanie — odparł i
znacząco poruszył brwiami. Agelica z oburzeniem wciągnęła
powietrze — teraz będziesz mi to musiała jakoś wynagrodzić.
— Jak
pan śmie!? —krzyknęła z całą mocą, a trzeba przyznać, że
pojemność płuc miałą pokaźną, bo Jack aż skrzywił się i
potrząsnął głową jakby chciał odpędzić od siebie nastrętny
dźwięk, bynajmniej nie teatralnym gestem. Po chwili rozległ się
tupot stóp i ponowne pukanie do drzwi.
— Angelica
dziecko, co ty tam wyprawiasz? — tym razem głos siostry Anastazji
był bardziej natarczywy — wpuść mnie natychmiast — zażądała,
ciągnąc za klamkę. Dziewczyna zawahała się na moment. W panice
spojrzała na intruza, potem znów na drzwi za którymi
niecierpliwiła się jej opiekunka. Kolejne wołanie sprawiło,że
podskoczyła w górę jak młoda sarenka i niewiele myśląc
zatrzasnęła okiennice. Usłyszała tylko stłumiony przez mury
krzyk, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo już
otwierała drzwi, Czekająca za nimi siostra Anastazja stała z
rękoma założonymi na pulchnych biodrach i z orlim nosem
zmarszczonym w wyrazie dezaprobaty.
— Masz
pojęcie która godzina dziewczyno? — zapytała w swoim ojczystym
języku — co ty tu znów wyprawiasz?
— Ależ
nic takiego — odparła Angelica gdy kobieta weszła do jej
sypialni. Była to skromna izdebka, pozbawiona miejsc mogących
służyć do ukrycia czegoś potencjalnie podejrzanego, ale to nie
przeszkodziło duchownej rozglądać się po niej z czujnością psa
gończego. Już ona doskonale znała pomysły swojej podopiecznej.
—
Siostro, miałam zły sen, krzyknęłąm ze strachu — zapewniała
Angelica, przybierając na twarz najbardziej niewinną minę, na jaką
było ją stać. Siostra Anastazja spojrzała na nią spod byka.
— Niech
Bóg ma cię w swojej opiece — westchnęła, kręcąc głową i
ruszyła w stronę wyjścia — do spania w tej chwili ! Jutro
wstajesz z samego rana, nie myśl,że przez twoje ekscesy czeka cię
jakaś taryfa ulgowa.
Nieposkromione
dziewczenisko, co ja się z nią mam, kiedyś dostanę zawału —
mamrotala pod nosem, zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiero gdy odgłos
jej kroków ucichł zupełnie Angelica w chwóch susach doskoczyła
do okna i wyjrzała na zewnątrz. Wbrew jej obawom i tym razem nie
ujrzała intruza rozpłaszczonego pod jej ukochanym dębem ani, co
bardziej ją ucieszyło, zwisającego z gzymsu jak to było jeszcze
dziesięć minut temu.
"Uff,
chyba jednak nie mam na sumieniu morderstwa" pomyślała z ulgą.
Z takiego grzechu naprawdę ciężko byłoby uzyskać rozgrzeszenie
podczas niedzielnej spowiedzi.
****
O
wschodzie słońca mało subtelne nawoływania i pukanie w drzwi
zmusiły ją do zwleczenia się z łóżka. Niechętnie zajęłą się
poranną toaletą. W lustrze ujrzała dziewczynę zmęczoną, całą
noc zajętą myślami o wszystkim co wydarzyło się od momentu jej
wieczornej przechadzki. Z tych emocji prawie nie spała i teraz czuła
to wyraźnie gdy z trudem naciągała na siebie skromną,
rdzawo-pomarańczową sukienkę i czesząc włosy, by za chwilę
zapleść je w długiego do pasa warkocza. Spóźnienie to jedno, ale
gdyby na niedzielnym śniadaniu i późniejszym nabożeństwie
pojawiła się niechlujna jak zwykle, siostry chyba przerobiłyby ją
na wędzoną szynkę.
— Angelica,
dios mio, vamos!*** — Victoria, jak zwykle przypominająca damę
dworu w tym idealnie zaczesanym koczku i dbająca o każdy swój
nadrobniejszy gest, bezceremonialnie wparowała do sypialni
przyjaciółki i nie reagując na jej prostesty pociągnęła ją za
rękę. Razem zeszły po schodach do Wielkiej Sali, gdzie przy stole
jadalnym czekali już wszscy biesiadnicy- Pedro, kapitan żandarmerii,
którego Angelica spotkała poprzedniej nocy, wraz z synem, siostry
zakonne i ich pozostałe trzy wychowanki. Na widok dwóch dziewcząt
wszyscy powstali jak jeden mąż.
— Dobrze,
że już jesteście — odezwała się Matka Przełożona, siostra
Cathelina, donośnym głosem — zanim odmówimy modlitwę chciałabym
wam kogoś przedstawić. Kogoś specjalnego. Z łaski bożej
odwiedził nas angielski misjonarz, ojciec Smith. Przywitajmy go
serdecznie, bo zagości w naszym domu bożym na dłużej.
Angelica
zmarszczyłą brwi. Czy ta historia nie brzmiała znajomo?
I
wtedy zobaczyła kto siedzi u szczytu stołu. Nie zwróciła na to
wcześniej uwagi, sposród obecnych jedynie młodsze pokolenie i
Pedro wyróżniali się kolorem odzienia. Ale nawet ponad
biało-czarną sułtanną Angelica dostrzegła ten uśmiech. Patrzył
prosto na nią i nawet pomimo otępienia wywołanego zmęczeniem
dziewczyna nie miała wątpliwości co do tego kogo ma przed
sobą.
Angelica
zamarła z szokiem wymalowanym na twarzy. Na szczęście w tych
okolicznościach milleczenie wzięto za objaw szacunku.
Z
tym że ona nie zamierzała okazywać ani grama szacunku temu
człowiekowi.
*
mierda — cholera
**
todo bien? — wszystko dobrze?
***
Angelica, dios mio, vamos! — Angelica mój Boże, chodźmy już